Domy na przedmieściach – niekoniecznie.
Domy na przedmieściach niekoniecznie są dziś towarem poszukiwanym i rozchwytywanym, jak było to w latach 1990-2007
Zwłaszcza te na przedmieściach wciąż czekają na lepsze czasy, których jak na razie trudno się spodziewać. Dobra koniunktura dla domów poza miastem skończyła się w czasie dotkliwego załamania na rynku nieruchomości w latach 2007-2008. Od tego momentu powody, dla których podjęcie decyzji o zakupie domu jest wciąż bardzo trudne piętrzą się i lawinowo następują kolejno po sobie.
Pierwszą przeszkodą, tuż po załamaniu rynku był poziom cen domów, wygórowany podczas „piku” z lat 2007-2008. O ile w okresie paniki i owczego pędu, wskutek tejże paniki, nawet te z astronomicznymi cenami sprzedawały się jak świeże bułeczki, to od czasu załamania koniunktury już tak nigdy nie było.
Podstawowym powodem, dla którego handel domami „stanął” w miejscu było rygorystyczne zaostrzenie polityki kredytowej przez banki. O ile, w czasach hossy klient mógł liczyć na skredytowanie całego zakupu (100% wartości zakupu, a nawet więcej), to wkrótce potem już nie. Banki widząc spadające wartości transakcyjne nieruchomości już nie zaspokajały się samym ustanowieniem hipoteki na kupowanej nieruchomości. Podstawowym kryterium stała się „zdolność kredytowa”, a tę, zgodnie z nowo przyjętymi przez banki kryteriami, ograniczono w sposób znaczący.
Kolejną przeszkodą stała się masowa emigracja młodego pokolenia wykształconych Polaków. Dziś, są to ludzie w wieku 30+, a więc dokładnie ta grupa docelowa, która co do zasady powinna szukać właśnie na tym etapie życia domu, jako wygodnej przystani dla rodziny i dorastających dzieci. Jako miejsce do wypoczynku po pracy, spędzania wolnego czasu, spotykania się ze znajomymi. Ponieważ kilka milionów młodych Polaków żyje od ponad 10 lat na emigracji, powstała spora „luka pokoleniowa”, i dlatego właśnie wiele domów nie może znaleźć nabywcy, bo ci mieszkają i urządzają się na emigracji.
Tymczasem na rynku pojawia się coraz więcej następnych pokoleń, pokoleń X-Y-Z, dla których kluczowymi są kompletnie inne priorytety, inne wartości. Mają też oni inne potrzeby.
To pokolenia, które bardzo późno decydują się na „opuszczenie gniazda”. Wielu z nich mieszka z rodzicami tak długo, jak się da, nawet do „czterdziestki”. Te pokolenia, mają przed sobą otwarty cały świat, rynki pracy europejskie, lub światowe. Nie chcą kupować nieruchomości, ponieważ nie chcą wiązać się na dłuższy czas z jednym miejscem. Nie chcą zaciągać długoterminowych zobowiązań. To w większości pokolenia wychowane w rodzinach, gdzie bolączką były kredyty zaciągane na zakup domów. Pokolenia, które widziały i widzą, jakim obciążeniem są dla ich rodziców kredyty walutowe. Pokolenia, które być może były świadkiem wyjątkowo trudnych chwil związanych z rosnącymi kwotami rat kredytów, zwłaszcza denominowanych do walut obcych. Ta młodzież nie chce tak żyć.
Nie chcą kosić trawników, lub odśnieżać podjazdu, bo musieli robić to w rodzinnych domach. Nie chcą dojeżdżać do pracy, bo w głowach mają własne dojazdy do – i ze – szkół, czy uczelni. Nie chcą martwić się wysokimi kosztami utrzymania i remontowania domu. Nie chcą ponosić kosztów dojazdu do pracy. Chcą mieszkać w mieście, blisko znajomych, blisko knajpek i pubów, klubów. Blisko przyjaciół. Najchętniej w mieszkaniu wynajmowanym, nie generującym wieloletnich zobowiązań w postaci spłacania rat kredytu. Bo być może za rok, czy za kilka lat – firma wyśle ich gdzieś na kontrakt, albo też sami podejmą decyzję o zmianie miejsca pracy i zamieszkania.
A co z domami na przedmieściach? To w większości duże domy, budowane jako wielopokoleniowe, mające po kilkanaście lat. Wymagające remontu. Wybudowane według przestarzałych projektów, i w starych technologiach. Kosztowne w utrzymaniu i do tego duże. Sprzedawane w większości przez pokolenie 50+, dla którego dom jest już za duży, bo dzieci są „na swoim”. Za drogi w utrzymaniu, dojazdy do miasta w korkach zbyt męczące, a pielęgnowanie ogrodu nie stanowi już takiej radości jak kiedyś.
Takich domów na przedmieściach, przy znikomym zainteresowaniu zakupem jest aktualnie bardzo dużo. Kupujący naprawdę mają w czym przebierać. Jedynym czynnikiem, który może ich zachęcić do zakupu będzie rozsądnie ustalona cena ofertowa.