Sytuacja na rynku nieruchomości, w szczególności mieszkań bardzo przypomina tę z 2009 roku.
Mamy bardzo dużą podaż i niewielki popyt, co sprawia, że rynek, z miesiąca na miesiąc wzbogaca się o kolejne oferty, które nie sprzedają się.
Klienci dość długo oczekiwali na nowy program kredytowy, ten, jak na razie nie jest nawet zapowiadany, a jeśli, to w kolejnych wersjach i terminach.
Sytuacja na rynku nieruchomości, w szczególności mieszkań bardzo przypomina tę z 2009 roku.
Mamy bardzo dużą podaż i niewielki popyt, co sprawia, że rynek, z miesiąca na miesiąc wzbogaca się o kolejne oferty, które nie sprzedają się.
Klienci dość długo oczekiwali na nowy program kredytowy, ten, jak na razie nie jest nawet zapowiadany, a jeśli, to w kolejnych wersjach i terminach.
Ponieważ niebawem minie prawie rok „oczekiwania” na korzystne warunki kredytowania, widzimy większą elastyczność banków w kredytowaniu indywidualnych zakupów nieruchomości opartych o kredyt hipoteczny.
Doszło do sytuacji – gdy wywindowane przez „bezpieczny kredyt 2%” ceny niektórych nieruchomości poszybowały w górę, tym samym apetyty kolejnych zbywających wzrosły. Niestety, nie idzie to w parze z możliwościami nabywczymi kupujących, zwłaszcza tych oczekujących na wsparcie rządowe.
To wszystko sprawia, że zbywający muszą bardzo mocno zrewidować swoje pierwotne oczekiwania cenowe, co jest bolesne, i zazwyczaj trawienie „spadków” trwa długo. Na pierwszy ogień zawsze idą ci, którzy z różnych powodów – przeważnie życiowych (rozwody, choroba, zbyt wysokie koszty kredytu…), nieruchomość po prostu muszą sprzedaż szybko. Tu i teraz. To jest zawsze pierwsza fala przecen, nieraz dotkliwych, ale umożliwiających dokonanie transakcji.
I teraz jesteśmy właśnie w takim momencie rynkowym, gdy wiadomo dobrze, że aby sprzedać, należy skorygować cenę. Jednak obie strony wyczekują. Zbywający nadal liczą na poprawę koniunktury, kupujący na programy kredytowe. I dopiero przysłowiowy „nóż na gardle” przechyli szalę w kierunku urealnienia oczekiwań, a to z całą pewnością wpłynie korzystnie na możliwość realizacji transakcji.
Z bardziej spektakularnych obniżek cen w Warszawie, mieliśmy ostatnio do czynienia w przypadku mieszkania dwupokojowego, bliska Wola, pierwotnie wystawionego z ceną 14.000,00 PLN/m2, które po kilku obniżkach znalazło nabywcę przy cenie 10.500,00 PLN/m2. Dodajmy, że cena 14.000 PLN/m2 rok temu, to była okazja i niebywała gratka. Sprzedaż (od wystawienia do transakcji) trwała 8 miesięcy, przy czym zaledwie dwa tygodnie od ostatniej korekty doszło już do rezerwacji oferty.
W przypadku domów – dość dobrym przykładem jest transakcja zbycia domu w Pyrach, wystawionego z ceną ponad 1.5 MLN, a sprzedanego w cenie poniżej 1 MLN, i też, zainteresowanie ofertą pojawiło się dopiero po korekcie ceny.
Co będzie dalej – naprawdę trudno jednoznacznie stwierdzić. Jednakże największym prawdopodobieństwem będziemy mieli powtórkę z roku 2009-2012. Oby nie tak dotkliwą. Oczywiście, pojawienie się programów wsparcia zakupów nieruchomości, lub korzystne zmiany gospodarcze czy polityczne mogą mieć ogromny wpływ na rozwój sytuacji – w kierunku optymistycznym, lub pesymistycznym, w zależności od tego, jakie to będą zmiany.